To był cios, na który czekała cała Polska. Tuż po tym, jak Sejm pozbawił Zbigniewa Ziobrę immunitetu, prokuratura przeszła do kolejny etapów procedury. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) otrzymała polecenie zatrzymania i przymusowego doprowadzenia byłego ministra sprawiedliwości. Zegar zaczął tykać.
ABW dostało zielone światło. Zegar tyka dla Ziobry
Decyzja zapadła niemal natychmiast po tym, jak marszałek Sejmu przekazał prokuraturze uchwały o uchyleniu immunitetu posłowi Zbigniewowi Ziobrze. Nie było czasu na zwłokę. Prokuratura Krajowa wydała postanowienie o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu byłego szefa resortu sprawiedliwości. Wykonanie tego zadania powierzono funkcjonariuszom ABW. To oznacza jedno: polityczne szachy zamieniły się w policyjną obławę.
Prokuratura nie owija w bawełnę, tłumacząc powody swojej decyzji. Chodzi o "obawę, że podejrzany nie stawi się na wezwanie" oraz ryzyko bezprawnego utrudniania śledztwa. Mówiąc wprost, śledczy boją się, że Zbigniew Ziobro będzie próbował mataczyć w sprawie, która może wstrząsnąć fundamentami polskiej polityki, a głównym powodem jest obawa o "bezprawne utrudnianie postępowania karnego".
26 zarzutów, zorganizowana grupa przestępcza i miliony z Funduszu Sprawiedliwości
Lista zarzutów, które prokuratura chce postawić byłemu ministrowi, jest długa i porażająca. Łącznie jest ich 26, a najcięższy z nich to kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Według śledczych, Zbigniew Ziobro miał stać na czele mechanizmu, który wyprowadzał publiczne pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Środki, które z założenia miały pomagać ofiarom przestępstw, płynęły szerokim strumieniem do podmiotów powiązanych z Solidarną Polską.
Mechanizm miał być szokująco prosty. Prok. Piotr Woźniak, szef zespołu śledczego, opisał go bez ogródek.
Podmioty te były forowane przez urzędników na polecenie ministra (Marcina) Romanowskiego czy ministra Zbigniewa Ziobro poprzez to, że ich oferty były przygotowywane przez urzędników, którzy następnie, w ramach prac w komisji konkursowej, te oferty oceniali. Oceniali je bardzo dobrze, bo je sami sporządzili
To jednak nie wszystko. Na liście grzechów Ziobry znalazł się także nielegalny zakup systemu szpiegowskiego Pegasus za 25 milionów złotych z Funduszu Sprawiedliwości oraz ukrywanie kluczowych dokumentów. Jednym z nich miał być list samego prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego, który ostrzegał przed wykorzystywaniem funduszu w kampanii wyborczej. Jeśli zarzuty się potwierdzą, byłemu ministrowi grozi nawet 25 lat więzienia.
Posiedzenie sejmowej komisji ds. Pegasusa / Fot. instagram.com/zbigniewziobroofficial; Wiki Commons
Ziobro na Węgrzech. Ucieczka, leczenie czy gra na czas?
Sytuację komplikuje fakt, że Zbigniew Ziobro przebywa obecnie poza granicami Polski, a dokładnie w Budapeszcie, pod skrzydłami swojego politycznego sojusznika, premiera Węgier Viktora Orbana. Orban już wcześniej potępiał działania polskich władz, nazywając je "polityczną nagonką". Węgry udzieliły też schronienia Marcinowi Romanowskiemu, prawej ręce Ziobry i jednemu z głównych podejrzanych w aferze. Rodzi się więc pytanie: czy pobyt w Budapeszcie to element leczenia, o którym mówi obrona, czy dobrze zaplanowana ucieczka?
Prawnicy byłego ministra przekonują, że o żadnym ukrywaniu się nie ma mowy. Mecenas Bartosz Lewandowski zapewnia, że prokuratura doskonale zna adres pobytu jego klienta i może go przesłuchać w ramach międzynarodowej pomocy prawnej.
W przypadku Zbigniewa Ziobry nie można mówić o ukrywaniu się. (...) W piśmie poinformowałem Prokuraturę Krajową o dokładnym adresie korespondencyjnym mojego Klienta i wniosłem o przeprowadzenie z nim czynności w drodze pomocy międzynarodowej lub za pośrednictwem służb konsularnych, co Prokuratura Krajowa może bez najmniejszych kłopotów zrobić
Jeśli Ziobro nie wróci dobrowolnie, prokuratura sięgnie po najcięższy kaliber – Europejski Nakaz Aresztowania. Wtedy sprawa przestanie być wewnętrznym polskim konfliktem, a "polowanie" na byłego ministra sprawiedliwości nabierze międzynarodowego wymiaru. Pytanie tylko, czy Viktor Orban, znany z ochrony politycznych sojuszników, wyda swojego gościa.
x.com/pm_viktororban
"Polityczna nagonka" kontra "prawo jest równe dla każdego". Wojna na słowa po decyzji Sejmu
Politycy koalicji rządzącej nie kryją satysfakcji. Mówią wprost o końcu bezkarności i przywracaniu sprawiedliwości. Podkreślają, że prawo musi być równe dla każdego, a czasy, w których politycy stali ponad nim, bezpowrotnie minęły. Ta narracja ma pokazać, że państwo wreszcie zaczyna działać.
Tymczasem obóz Zjednoczonej Prawicy i jego międzynarodowi sojusznicy grzmią o politycznej zemście. Głos zabrał nawet premier Węgier, Viktor Orban, który nazwał działania polskich władz "polityczną nagonką" i zarzucił Brukseli milczenie. Sam Zbigniew Ziobro określił zarzuty jako "fałszywe, nieprawdziwe i całkowicie absurdalne" i zapowiedział twardą walkę, oskarżając rząd o urządzanie igrzysk.
To, co oni robią, jest ich desperacją, oni liczą, że igrzyska przysłonią ich niekompetencję. (...) Zamierzam się bronić, zamierzam używać słowa, zamierzam używać prawdy
Jedno jest pewne: saga Zbigniewa Ziobry wkracza w decydującą fazę. Czy były minister sprawiedliwości wróci do kraju, by stawić czoła zarzutom, czy wybierze los politycznego uchodźcy pod ochroną Viktora Orbana? Cała Polska wstrzymała oddech. Ten polityczny thriller dopiero się rozkręca, a jego finał jest wielką niewiadomą.