"Gdyby nie my, nie byłabyś tu, gdzie jesteś" – usłyszałam od moich rodziców, kiedy delikatnie odmówiłam ich prośbie o "symboliczną" część mojej pensji. Wychowali mnie, karmili i posyłali do szkoły, bo są moimi rodzicami, a teraz mam za to płacić... Czyli dziecko to inwestycja, która ma przynieść zwrot. Czyli teraz rodzice naprawdę mogą wymagać od swoich dzieci takiego "zrewanżowania się" za wychowanie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Poświęciliśmy dla ciebie wszystko"
Rozmowa zaczęła się niewinnie. Po obiedzie mama rzuciła:
Zawsze byłaś taka mądra, to dzięki temu, że pilnowaliśmy, żebyś odrabiała lekcje.
Przytaknęłam z uśmiechem, bo przecież mieli rację – wspierali mnie, dawali dobre rady, a tata nawet raz rozwiązał za mnie równanie z fizyki (nie wiem do dziś, jak to zrobił). Ale potem mama dodała:
No i teraz, kiedy masz dobrą pracę, może mogłabyś się trochę odwdzięczyć?
Pomyślałam, że chodzi o drobne wsparcie – może nowy mikser albo opłacenie jakiegoś wyjazdu. Ale nie. Mama miała na myśli coś zupełnie innego:
Wiesz, taki stały wkład z twojej pensji. W końcu poświęciliśmy dla ciebie życie.
Dziecko jako inwestycja
Okej, przyznaję – poczułam się, jakbym właśnie dowiedziała się, że całe moje dzieciństwo było jakimś kontraktem. Oni dali mi dach nad głową, jedzenie i miłość, a teraz przyszedł czas, żebym spłacała "dług". Czy to ja coś źle rozumiem, czy rodzicielstwo powinno być aktem miłości, a nie strategią finansową?
Opowiedziałam o tym mojej przyjaciółce, która parsknęła śmiechem:
Mnie moja mama powiedziała kiedyś, że skoro jestem jej córką, to powinnam fundować jej spa raz w miesiącu, bo "jej kręgosłup zniszczył się od noszenia mnie na rękach". Powiedz mi, co z tym zrobić?
Czy naprawdę rodzice w pewnym momencie zaczynają widzieć dzieci jako dojną krowę?
"Przecież to symboliczne"
Oczywiście, kiedy spróbowałam wytłumaczyć, że mam swoje wydatki i plany, mama od razu odpowiedziała:
Ale przecież to symboliczna suma. Chodzi o gest, a nie o pieniądze.
No tak, tylko że ten "symboliczny gest" wcale nie był taki mały. Zwłaszcza że tata dodał:
Wiesz, gdybyśmy cię nie wychowali, nie miałabyś teraz takiej pracy. W pewnym sensie, to dzięki nam.
Przepraszam bardzo, ale czy naprawdę posiadanie dziecka jest teraz traktowane jako długoterminowa inwestycja? Bo jeśli tak, to chyba przegapiłam ten moment w moim życiu, kiedy podpisywałam jakiś niewidzialny kredyt na dorosłość.
Czyli dzieci mają obowiązek "spłacać" rodziców
Nie zrozumcie mnie źle – doceniam wszystko, co moi rodzice dla mnie zrobili. Ale czy to naprawdę oznacza, że teraz mam obowiązek oddawać im część mojej pensji? Czy miłość rodzicielska powinna działać jak karta kredytowa, która z czasem zaczyna naliczać odsetki?
Rozmawiałam o tym z sąsiadką, która powiedziała:
Moja teściowa kiedyś powiedziała, że jej syn powinien płacić jej "czynsz za wychowanie". Ja się zapytałam, czy może nam odda za godziny, które spędzamy teraz na opiece nad nią. Cisza była bezcenna.
Pomocą z serca już nie istnieje
Jasne, chcę pomagać moim rodzicom, kiedy tego potrzebują. Ale czy to musi wyglądać jak umowa? Przecież mogę kupić im coś od czasu do czasu, zabrać na wycieczkę, pomóc w codziennych sprawach. Ale stały "haracz" za to, że mnie wychowali? To już dla mnie trochę za dużo.
Czy rodzice powinni przypominać dzieciom, że "poświęcili wszystko"? Czy to naprawdę fair? Może rodzicielstwo to nie transakcja, ale coś, co się robi z miłości i troski, bez oczekiwania zwrotu?
Alicja