"Wyobraźcie sobie wieczór idealny: romantyczna kolacja z mężem, przy świecach, w eleganckiej restauracji. Dzieci zostawiliśmy z babcią, więc w końcu mieliśmy chwilę tylko dla siebie. A potem – bum! Stolik obok zajmuje rodzina z dwójką dzieci, które wydają się rywalizować o tytuł "Najgłośniejszego Człowieka Wszechświata".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Kolacja we dwoje" w akompaniamencie krzyków
Zacznijmy od tego, że nasz wieczór zapowiadał się cudownie. W końcu udało się znaleźć czas na wyjście we dwoje – żadnych bajek w tle, żadnych głośnych zabawek, żadnych pytań w stylu "A dlaczego trawa jest zielona?". Wybraliśmy piękną restaurację – małe, klimatyczne miejsce z nastrojową muzyką i świecami na stolikach.
I wszystko szło zgodnie z planem, aż do momentu, kiedy przy sąsiednim stoliku pojawiła się rodzina. Rodzice, zaaferowani wybieraniem dań, i dwójka dzieci – chłopiec i dziewczynka. Chłopiec zaczął od zabawy w "kto głośniej uderzy łyżką o talerz", a dziewczynka uznała, że to świetny moment na ćwiczenie wokalu, krzycząc: "JA CHCĘ FRYTKI!" na cały lokal.
Romantyczny chaos
Próbowałam to ignorować. Naprawdę. Mówiłam sobie:
To tylko dzieci, przecież sama jestem mamą.
Ale kiedy chłopiec zaczął ścigać się z solniczką po stole, a dziewczynka rzuciła widelcem na podłogę, poczułam, że moja cierpliwość jest na wyczerpaniu.
Kelner, który podszedł do nich z uśmiechem, usłyszał:
Proszę to szybko przynieść, bo dzieci są głodne.
No tak, bo przecież głodne dzieci są jak tykająca bomba. Problem w tym, że kiedy frytki w końcu dotarły, zaczęła się bitwa – dosłownie. Frytki latały po stole, po podłodze, a nawet wylądowały na obrusie naszego stolika.
Kultura przy stole to przeżytek
Nie chcę być złośliwa, ale czy to naprawdę jest w porządku, żeby wprowadzać do eleganckiej restauracji takie chaos? Sama mam dzieci i wiem, że czasem trudno je opanować, ale jeśli widzę, że moje pociechy zaczynają zmieniać się w małe tornada, to może warto pomyśleć o innym miejscu na obiad?
Rozmawiałam o tym z koleżanką, która powiedziała mi:
U nas było podobnie. Wybraliśmy się z mężem do kawiarni, a obok siedziała grupa mam z dziećmi, które biegały między stolikami i rzucały klockami. Jedna z nich rzuciła tylko: "Ach, one tak mają, przecież to dzieci". No super, ale czy to znaczy, że wszyscy mamy to akceptować?
Dzieci nie muszą być wszędzie
Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam dzieci. Ale czy naprawdę każde miejsce musi być miejscem na rodzinne wypady? Są przecież restauracje z kącikami dla dzieci, placami zabaw, a nawet animatorkami. Dlaczego więc niektórzy rodzice wybierają eleganckie lokale, gdzie oczekuje się ciszy i spokoju?
Mój mąż, próbując mnie pocieszyć, powiedział:
Może następnym razem pójdziemy do kina, tam przynajmniej dzieci nie mogą rozmawiać.
Ale coś czuję, że w naszym szczęściu trafilibyśmy na salę pełną maluchów, którzy akurat postanowili zorganizować bieg po schodach.
Coraz trudniej znaleźć miejsce, gdzie można naprawdę odpocząć w ciszy. Może to ja jestem zbyt wymagająca, ale czy romantyczna kolacja naprawdę musi oznaczać wyzwanie rodem z przedszkolnej stołówki?
Aneta